niedziela, 22 listopada 2009

Marazm

Obudziłam się zmęczona. Z lekkim bólem głowy...
Pół nocy nie mogłam zasnąć, bo wciąż wałkowałam sceny z posiedzenia w gabinecie szefa.
Ciekawe, kiedy przetrawię tę sytuację.
Tak naprawdę dotyczy mnie ona wyłącznie pośrednio, ale niestety nie umiem się pogodzić z tym, że jakaś jedna przychodząca z zewnątrz osoba potrafi rozwalić atmosferę w pracy, z której przez tyle lat byłam dumna i ja, i wszyscy inni, którzy przychodzili i nawet ci, którzy odchodzili z naszego zakładu. Czasem spotykam się z byłymi pracownikami, z wieloma utrzymuję kontakty bardziej lub mniej bliskie do dziś, i każda z nich jak jeden mąż mówi, że takiej atmosfery jak u nas nie ma nigdzie...
Mimo tego, że w historię mojej pracy wpisany jest pożar, przeprowadzka, organizowanie się na nowo... Zawsze potrafiliśmy trzymać się razem.
Teraz na myśl o tym, że mam iść do pracy czuję dziwny ucisk w żołądku... i nie chodzi o samą pracę, bo to lubię, ale o towarzystwo... gdyby jeszcze tak każdy miał swój gabinecik... można się zamknąć i mieć święty spokój, bo jak wiadomo czego oczy nie widzą tego sercu nie żal...
Ale nie... szef zafundował nam olbrzymią przestrzeń, byśmy mogli razem siedzieć...
Gdy trzy osoby rozmawiają przez telefon, do dwóch kolejnych ktoś tam przyszedł... własnych myśli się nie słyszy... nie wspomnę o słuchaniu jakiejś muzyki...ja z IWI potrafię się dogadać i słuchać jednej stacji na swoich komputerkach. Inna koleżanka już tak wyrozumiała nie jest, i w dni, w które ona jest w pracy zlewa się nasze RMF z jej radiem Piekary, Katowice, czy cholera wie jakim...
I mogłabym tak dalej i dalej i dalej wymieniać...
Ale po co... Tylko się nakręcam...
Co się ze mną stało? Już tak dobrze mi przecież szło. I dumna byłam z tego, że zamykając drzwi budynku firmy o 15-stej, czy ciut później przestawałam być Idą-pracownikiem, a stawałam się Idą-osobą (zupełnie) prywatną i nie zaprzątałam sobie ani przez minutę głowy myślami o tym co w pracy, tylko o tym jak spędzę popołudnie, weekend i co mnie czeka w domku... a tu proszę...
Moje myśli niczym czarne wygłodniałe wrony kołują i kołują wciąż wokół jednego tematu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz