piątek, 20 listopada 2009

Sądny dzień

to, co się dzisiaj w pracy działo, to przeszło moje oczekiwania.
Każdy warczał na każdego. No prawie.
Co niektórzy wytykali innym, że mniej robią od niego...
To znaczy jeden wytykał innym.
Szef siedział i patrzył.
Chyba weryfikował to, co kiedyś powiedziała mu koleżanka, że u nas w pracy to teraz nienawiść leje wiadrami... he he he... a
A byliśmy takim rewelacyjnym zespołem.
A to wszystko za sprawą jednego człowieka,który teoretycznie miał nam usprawnić pracę a chyba każdemu roboty doszło z tego powodu..
Kłóciliśmy się do 15.30.
Rozstaliśmy się jednak w zgodzie. Teoretycznie. Zobaczymy jutro.

A ja dziś miałam usposobienie raczej łagodne.
Nawet współpracownik, który zazwyczaj działa mi na nerwy tak maksymalnie, że po prostu sama jestem zła na siebie, że profesjonalnie w jego obecności nie umiem się zachować, czyli potraktować go uprzejmie... był zdumiony wielce.
Nie dość, że ze stoickim spokojem przyjęłam informację o jego niedopatrzeniu i o tym że faktury wyjdą z niemałym z opóźnieniem z tego powodu, to jeszcze dostał ode mnie kubeczek z kawą trzy w jednym, który właśnie ja otrzymałam od dostawcy tonerów...
Stał tak i patrzył to na mnie, to na kubek, to znowu na mnie... |
W końcu przemówił: "a opierdol to kiedy?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz