piątek, 1 stycznia 2010

Rok 2010

Nadszedł.
Chcieliśmy czy też nie.
Jest.
Jest już z nami od ponad 12 godzin.
Złapałam go w przelocie za rękę, gdy obwieszczając swe nadejście stuknął raz w moje drzwi.
Wiedziona właściwym mi wścibstwem i babską ciekawością zapytałam go co też niesie w tej modnej, kolorowej torbie przerzuconej niedbale przez jedno ramię (strasznie mi się to podoba).
Oczy mu rozbłysły.
Uśmiechnął się promiennie ukazując zadbane białe zęby (niekoniecznie idealnie równiutkie) i wręczył mi telegram tej treści:

"Optymizm stop Szczęście stop Marzenia stop Siła
a nade wszystko
Wiara stop Nadzieja stop Miłość"

I poszedł.
W powietrzu snuł się łagodny i niezwykle delikatny zapach. Znałam go, choć w pierwszej chwili nie umiałam skojarzyć skąd.
"To pachnie Spokój" zaszeptało echo... i wypełniło mnie swym brzmieniem...
Uśmiechnęłam się leciutko.
Będzie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz